Czasem zdarza się tak, że nawet sobie nie zdajemy sprawy, gdy automatycznie coś nam podkrada kawałek naszego zainteresowania. Mogą to być kwestie większego kalibru i cóż, bywa, że trudno stawić im opór. Zdarza się jednak też tak, że bywają to błahe rzeczy, a jednak pomału wpływają na nas.



Zwykła historia jakich wiele


Sobotni poranek. Po krzątaninie w kuchni związanej z robieniem jajecznicy, grzanek ze starszych bułek i herbaty wybrałem w telefonie sparowanym ze sprzętem grającym muzykę na YouTube'ie głównie gitarową. Wykonawcy mieli grać akustycznie różne covery. Gdy już usiadłem do stołu, zacząłem podczas jedzenia spoglądać za okno, które było naprzeciwko mnie. Po jego drugiej stronie spokojny, wiosenny obraz. Żywopłot, jakiś krzak żółci się bardziej intensywnie niż moja jajecznica. Ruch praktycznie prawie zerowy. To opada z góry jakieś pióro, czy może nawet bardziej puch, chyba gołąb zgubił gdzieś wyżej. To wróble się pojawiają osiadając jakimś sposobem w żywopłocie. A ja podczas tego wszystkiego siedzę jedząc śniadanie i popijając herbatę z dużego kubka. Nie jestem żadnym praktykiem trenującym uważność (obecnie często wykorzystuje się angielską nazwę - mindfulness). Po prostu spokojnie sobie obserwuję i rozmyślam. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie pewna sytuacja w mieszkaniu.

Źródło: zdjęcie własne. Opisywane okno i widok z niego.

Po jakimś czasie na YT słychać reklamę, po chwili od razu druga, tym razem słyszę samą muzykę, która odbiega od tej mojej gitarowej. Ponieważ telefon leżał z dala od stołu, musiałem wstać i kliknąć na nim w odpowiednie miejsce, żeby wrócić do mojego porannego relaksu. Nie mniej jak łatwo się domyślić po jakimś czasie sytuacja się powtarza. Najpierw jedna reklama, później druga, w której amerykański aktor próbował skusić mnie na nowy samochód. Na koniec sobotniego śniadania jeszcze wskoczyła jedna reklama. Tym razem krótko, chipsy i tyle, nawet nie wstawałem od stołu, żeby słuchać dalej. Oczywiście to cena za możliwość posłuchania muzyki w tym serwisie bez opłat i ok, rozumiem i to akceptuję, skoro słucham. Ja jednak zwróciłem w tej historii uwagę na coś jeszcze całkiem innego. Po jakimś czasie mimo delektowania się tym całym spokojem ja już czekałem na reklamy. Wiedziałem, że w którymś momencie się pojawią. Zdawałem sobie sprawę, że trafi się przeszkadzajka i być może trzeba będzie zareagować, gdy będzie ona zbyt długa.


Wnioski


To wszystko pokazało mi jak czasem, gdy próbujemy znaleźć spokój to jednocześnie wyczekujemy takiego rozpraszacza, bo wydaje nam się, że się pojawi. I może się pojawi, jasne, ale przy okazji część uwagi kierujemy w jego stronę, nawet, gdy go jeszcze nie ma. To z kolei odbiera nam możliwość pełnego skoncentrowania się na tym, na czym chcielibyśmy się skupić. Zamiast tego np. przechodzimy w stan gotowości prawie bojowej do jakiejś reakcji, tracąc na to kawałek czasu, a może też wytchnienia i energii. Ja sam jestem typem analityka i lubię przewidywać różne kwestie...Ale czy reklama była ważna? Akurat nie, a jednak w pewien sposób myśl o niej mnie odrywała od tego na czym mi w jakiś sposób zależało. Podejrzewam więc, że gdybym się zastanowił, to znalazłbym jeszcze trochę podobnych oczekiwań na coś. Takich, które nie są specjalnie ważne, a do tego mnie okradają. Ot, takie śniadaniowe i pośniadaniowe, drobne refleksje.