Stało się. Nastał czas, gdy organizacje w Polsce i na świecie muszą się zmierzyć z często dla nich nietypowym kryzysem. Jak historia przedsiębiorczości długa, większe kryzysy pojawiały się raz na jakiś czas. Czym się różni obecna sytuacja od przynajmniej kilku ostatnich globalnych kryzysów gospodarczych? Ano tym, że to co najcenniejsze w organizacji jest zagrożone - zdrowie i życie pracowników.


Człowiek w organizacji podczas kryzysu

Tak naprawdę dopiero teraz przyszedł moment, gdy można zobaczyć, czy wyświechtane pro pracownicze slogany są prawdziwe, czy może raczej były tylko pięknym i pustym jednocześnie wabikiem dla potencjalnych kandydatów. Nietrudno sobie wyobrazić konsternację, gdy z jednej strony w różnych mediach słychać informacje o tym, żeby siedzieć na czterech literach w domu. Z drugiej strony nie każdy ma taką możliwość, żeby popracować w wersji home office. Ta opcja jest łatwa, gdy firmy szły z duchem czasu i już wcześniej wdrażały takie możliwości. Często wykorzystywały to jako bonus podczas rozmów rekrutacyjnych. Zapewne mogło to być kosztownym rozwiązaniem, ale, ale... jak się okazuje dziś takie organizacje mają szersze pole manewru. Nie muszą one czekać na to kto pierwszy zakomunikuje, że nie może się pojawić, a także jaki dział zostanie wyłączony czasowo z funkcjonowania przez nałożenie kwarantanny, co mogłoby zakłócić pracę pozostałych komórek. Oczywiście, są też takie zawody, gdzie po prostu praca zdalna jest abstrakcją. Niestety, ale gdy jedna grupa staje się uprzywilejowana a druga nie, może powstawać poczucie niesprawiedliwości. Dlaczego w takim przypadku jedni mogą chronić najlepiej jak to możliwe swoje zdrowie, a inni w ograniczonym stopniu? Problematyczna może być też efektywność pracy zdalnej, gdy wcześniej taka nie obowiązywała. Przełożonych może korcić, żeby w jakiś sposób kontrolować pracowników, co wskaże brak zaufania. Pracownicy, a czasem i sami szefowie, którzy nie są nauczeni nowego stylu pracy mogą nie do końca się w niej odnajdywać i rozumieć jej założenia. W sumie to nie zazdroszczę menagerom wyższego szczebla, gdy muszą dokonywać wyborów kto jak ma pracować szczególnie przy ograniczonych środkach sprzętowych/systemowych/organizacyjnych i z góry wiedzą, że nie ma idealnych rozwiązań.


Samo podejście zarządzających do pracowników bywa różne. Niedawno widziałem na Instagramie wpis pewnej młodej aptekarki, która na prowadzonym przez siebie profilu dotyczącym tematyki farmaceutycznej żaliła się, że pracodawca nie zapewnia maseczek ochronnych. Jej apteka nie posiada szyby ochronnej oddzielającej aptekarza od klientów, których ona teraz sporo obsługuje, mimo, że wiele z tych zakupów okazuje się nie być lekarstwami. Dziewczyna przy tym wspominała, że używa swoich prywatnych maseczek. OK, nie jestem specjalistą od mikrobów, ale podejrzewam, że ona już bardziej się na tym zna. Myślę więc, że mogła czuć jakiś żal, strach i postanowiła to zakomunikować światu. I choć nazwy firmy, w której pracuje nie podała, to jest to przykład, że pracownicy będą komunikowali innym na różne sposoby co myślą o działaniach swoich szefów. Kilka dni później, gdy sam skorzystałem z usług jednej z aptek, zauważyłem, że przy każdym stanowisku stały prowizoryczne ścianki z pleksi i drewna, a więc można zadbać o bezpieczeństwo i komfort psychiczny pracownika. Jeszcze gorszą strategią danej organizacji będzie próba pokazywania w różnych mediach i na profilach społecznościowych tego, jak świetnie funkcjonuje ona w tym całym zagrożeniu, mimo, że nie wszyscy jej pracownicy czują się zaopiekowani. To dopiero zgrzyt, gdy pokazuje się otoczeniu, że jest się przygotowanym i działa na dużą skalę, a osoba pracująca w takim miejscu pomyśli sobie - "Że co? Ale jak to?".

Warto zauważyć, że rośnie pewien poziom nieufności w społeczeństwie i pracownicy po prostu mogą obawiać się także siebie nawzajem. Jeszcze do niedawna witano się poprzez podanie dłoni, a teraz pojawia się obawa, gdy chce się to zrobić. Zachowanie odstępów, a więc i jakiegoś dystansu. Do tego wystarczy, że ktoś kichnie lub kaszlnie i już system alarmowy w mózgu zaczyna dawać ostrzeżenia o tym, że kolega lub koleżanka może być potencjalnym zagrożeniem. Nie sprzyja to komfortowej pracy. Pewne osoby są w stanie pokonać ten stres, a inne niekoniecznie. Jest to nowa sytuacja i okiełznanie jej może zająć niektórym trochę czasu. Co ciekawe na szczęście poza tą nieufnością można też się dopatrzyć zwykłych ludzkich odruchów tak we wspierającym się społeczeństwie, jak i pośród samych pracowników. Czasem zwykłym dobrym gestem potrafią oni sobie wzajemnie pomóc lub chociażby wywołać uśmiech na twarzy innych osób. Cała sytuacja jest jak na razie rozwojowa i wiadomości medialne oraz cała rzesza plotek raczej przekazują narastanie problemu w Polsce. Zresztą informacje oficjalne i nieoficjalne na temat stanu problemu w samej organizacji też są czymś z czym pracownicy się mierzą i co może wpływać na nich podczas wykonywania obowiązków. To wszystko przypomina odrobinę rodzaj zadania podczas tzw. Development Center, gdzie w bezpiecznych warunkach na sali, obserwujący przyglądają się posiadanym kompetencjom pracowników. Tyle, że tym razem nie ma takich warunków, sala to cały świat, a do tego nie ma kto być wyłącznie obserwującym i oceniającym kompetencje, bo wszyscy biorą udział w tym badaniu. Choć wyciągnięcie z tego akurat "ćwiczenia" wniosków na przyszłość, może spowodować różne zmiany w podejściu do samego siebie i otoczenia, bo okaże się jakie w takich sytuacjach są nasze mocne, ale i słabsze strony. Tych drugich zwykle raczej wolimy nie pokazywać, a czasem sami staramy się je ignorować i nie zwracać na nie uwagi.

Organizacje w świecie opanowanym przez kryzys

Facebook'owe grupy skupiające specjalistów HR różnej maści, przeżywają natłok informacyjny. Wymiana przypadków, wiadomości, pism itp. Wszystko dzieje się dynamicznie. Widziałem już np. pytanie o to jak zwolnić pracowników z korzyścią dla obu stron, czyli tak, żeby załapali się na zasiłki w urzędzie pracy. Media z kolei informowały o wstrzymaniu produkcji w kilku fabrykach z branży automotive w Polsce.

Łatwo więc sobie wyobrazić, że za kilka, kilkanaście tygodni gospodarka będzie wyglądała jak las po pożarze z pojedynczymi poletkami zieleni symbolizującymi branże, które podczas tego chaosu mnożą zyski, bo i takie są. Dla tych bardziej pokrzywdzonych oczywiście jakieś wsparcie ma się pojawić, ale to też dopiero okaże się w praktyce, jak bardzo wspomoże ono przedsiębiorców. Może więc wyjść na to, że nie wszystkie organizacje przetrzymają ten rodzaj kryzysu. Te które przetrwają będą próbowały na różne sposoby nadrobić straty. Jedną z pierwszych czynności pewnie będzie baczne przyjrzenie się wydatkom i ich ograniczenie. To będzie oznaczało problem dla firm kooperujących, których zyski spadną i stworzy się taki łańcuszek, system naczyń powiązanych, gdzie jedni zależą od drugich. Nie trudno więc zauważyć, że faktycznie może to odbić się na pracownikach. Minie stres o zdrowie, a zostanie niepewność związana z przyszłością. Tym bardziej, że na rynku mamy pełno form zatrudnienia w wersji śmieciowej, gdzie łatwo podziękować za współpracę. Umowy o pracę też nie muszą być gwarantem stałości zatrudnienia.

Nie trzeba być znawcą tematyki HR, żeby domyślać się, że zwolnienie to jedna kwestia, a drugie to zatrudnienie za jakiś czas nowego pracownika oraz jego przeszkolenie, które są też kosztami ponoszonymi przez pracodawcę. Rozważniejsze firmy perspektywę długofalową być może też wezmą pod uwagę, choć jeśli będą w krytycznej sytuacji, to mogą nie mieć dużego wyboru, jeśli będą chciały przetrwać. Powstaje też pytanie co z firmami, w których pracują osoby zatrudniane przez agencje pracy? W zasadzie to m.in. elastyczność jest tym co ma być magnesem agencji pracy, który ma przyciągnąć i przekonać do siebie klienta chociażby na wypadek spadku zapotrzebowania na personel, a taki czas właśnie nastaje.


Pewne jest, że zeszłoroczne prognozy finansowe próbujące przewidzieć obecny rok już w jego pierwszym kwartale się rozminą z rzeczywistością. Dylematy przed którymi stoją menagerowie są kolejnym testem dla wielu organizacji związanym z ich być lub nie być. Okaże się jak rzeczywiście organizacje zarządzały swoim kapitałem, a przez to czy rozważnie przygotowały się na gorsze czasy. W zależności od sposobu realizacji swoich działań, stojąc przed dylematem zabezpieczenia zdrowia pracowników, bądź też w najgorszym przypadku rozstania z nimi, wyjdzie prawda, o tym jak bardzo ich wypromowany wcześniej wizerunek był prawdziwy. Można więc uznać, że w grze o dużą stawkę, to będzie dla nich pokerowe "sprawdzam".