Dostajesz do wykonania jakieś zadanie. Podobne rzeczy robiłeś już nie raz, więc sprawa wydaje się prosta. Jednak prace zamiast posuwać się na przód, utknęły w miejscu. Widzisz coraz więcej przeszkód. Iść dalej, czy jednak powiedzieć stop?


Umiejętność zrezygnowania z czegoś i przyznania się przed sobą, że nie da się jednak rady czegoś zrobić, to cenny dar. Na pewno nie jest to oznaka naszej słabości. Czasem wymaga wielkiej odwagi powiedzenie innym, a przede wszystkim sobie, że nie jest się w stanie czegoś zrobić.
Zwłaszcza gdy do tej pory wykonywanie pewnych czynności nie sprawiało większego kłopotu.
Dla samych siebie jesteśmy często najsurowszymi sędziami. Wymagamy od siebie bardzo wiele i rzadko mamy dla siebie wyrozumiałość. Niekiedy łatwiej przychodzi nam zrozumienie słabości innych niż nas samych. Wydaje nam się, że zawsze musimy być gotowi, najlepsi, najpiękniejsi, idealni i bezbłędni. Oznaki naszej słabości traktujemy jako wadę i klęskę. Łatwiej przychodzi nam przekłucie tego w porażkę, zamiast zastanowić się nad tym, że przecież nie zawsze wszystko musi być na 100%. Szczególnie gdy jesteśmy perfekcjonistami i za każdy popełniony błąd, bądź niemożność zrobienia czegoś mamy do siebie pretensje.

Zanim nauczyliśmy się jeździć na rowerze nie raz upadliśmy, mieliśmy zdarte łokcie i kolana. Wtedy była to dla nas porażka, bo chcieliśmy jeździć teraz, już, zaraz... Jednak z każdym upadkiem próbowaliśmy kolejny raz... I następny... I jeszcze jeden... Aż w końcu udało nam się bez upadku przejechać cały zaplanowany odcinek. Z biegiem lat jesteśmy coraz bardziej niecierpliwi i coraz trudniej przychodzi nam powiedzenie sobie - ok, tym razem nie dam rady. Jeszcze trudniej jest to zrobić gdy dotąd byliśmy w 100% sprawni, i nagle na skutek np. choroby nie potrafimy już działać tak jak kiedyś, choć bardzo tego chcemy i trudno nam się pogodzić z ograniczeniami.
Ale ważniejsze od tego, by robić coś na upartego, jest umiejętność postawienia sobie granicy.

Fajnie byłoby przepłynąć całą długość dużego basenu (50 m.) w czasie krótszym niż pół minuty. By tego dokonać trzeba zacząć od symbolicznych małych kroków. Zaczynasz zatem przygotowania do osiągnięcia swojego celu.
Postanawiasz chodzić przynajmniej 2 razy w tygodniu na basen. Potem chodzisz już codziennie. Najpierw pływasz spokojnie, dopracowujesz precyzję swojego stylu, a następnie próbujesz jak najszybciej przepłynąć całą długość. Pierwsza kolka. Skurcze w stopach i łydkach. Ale nie poddajesz się, jeszcze nie teraz. Chwila przerwy, kilka wdechów i wydechów i płyniesz dalej. Po kilku metrach znowu przerwa. Ok, na dziś starczy - spokojną żabką płyniesz do brzegu. Wrócisz do tego za 2 dni, gdy organizm trochę odpocznie i się zregeneruje.
W wyznaczonym dniu przygotowujesz potrzebne rzeczy, robisz rozgrzewkę i ruszasz do wody. Po kilku minutach spokojnego pływania znowu to samo - Twój organizm mówi stop. Pojawia się pierwsza myśl zwątpienia - co jest? To przecież tylko zwykłe pływanie żabką. Tylu ludzi to robi i nie mają z tym takich problemów jak ja. Co jest ze mną nie tak? Nic, wszystko jest z Tobą w porządku. To, że nie jesteś w stanie przepłynąć kilkudziesięciu metrów nie oznacza wielkiej katastrofy. Oznacza to tylko tyle, że może po prostu ten rodzaj aktywności nie jest odpowiedni dla Ciebie, lub nie jest odpowiedni w wersji bardziej wyczynowej niż rekreacyjnej. Nigdy odwrotnie!
Możesz pomyśleć - ok, ale kiedyś na lekcjach w-f nie miałem problemu z tym, by bez zmęczenia opłynąć cały basen, a teraz, gdy chcę na poważnie zająć się pływaniem nie daję rady. To było kiedyś. W między czasie zdążyło się zdarzyć wiele rzeczy, o których dotąd mogłeś nie mieć pojęcia, a które wpłynęły na to, że teraz nie możesz zrobić tego, co kiedyś było takie proste. Jesteśmy tylko ludźmi i nie mamy w odróżnieniu od maszyn części zamiennych. Gdy Twój organizm daje Ci sygnał, że z czymś sobie nie daje rady, to lepiej go posłuchać i sobie odpuścić, niż ściągnąć na siebie poważniejsze kłopoty.

Choć w tym momencie porażką i katastrofą może wydawać Ci się to, że nie dałeś rady czegoś zrobić, spróbuj spojrzeć na to z innej strony. Zaufałeś sobie. Posłuchałeś swojego wewnętrznego głosu i przyznałeś się przed sobą, że nie dasz rady. To nie jest porażka. To wielkie zwycięstwo dojść do miejsca, w którym można sobie powiedzieć - stop, tym razem nie dam rady. Nie każdy tam się znajduje. Najważniejsze to spróbować osiągnąć swój szczyt. Zrobić pierwszy krok i rozpocząć swoją drogę. A jeśli skończy się przed metą? Czasem zdobywać znaczy więcej niż zdobyć.