Nowe technologie coraz śmielej wdzierają się w nasze życie, a my specjalnie przeciwko temu nie protestujemy. Podoba nam się to, że brama domu może sama się zamknąć jednym przyciśnięciem ekranu telefonu dokonanego z drugiej części miasta. Samochód parkujący za nas w zatoczce oszczędza nam sporo nerwów i stresu, a odkurzacz, który posprząta podłogi w całym mieszkaniu, pozwala na wykorzystanie wolnego czasu na kanapie z telefonem w dłoni (widok domownika z gazetą lub książką jest coraz rzadszy). Dopóki technologia tylko ułatwia nam życie nie odwracając go o 180 stopni, jest wszystko w porządku. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczyna nad nami dominować, a my tracimy kontrolę i dajemy się jej całkowicie podporządkować.


Współczesnemu człowiekowi coraz trudniej wyobrazić sobie funkcjonowanie bez komputera i telefonu. Godziny spędzone przed ekranem mijają szybko i przyjemnie. Olbrzymia ilość informacji, szybka wymiana wiadomości, najnowsza muzyka i każda inna rozrywka. Do tego zakupy, przelew za czynsz, a na zakończenie dnia najnowszy odcinek serialu lub film. Po co wychodzić z domu skoro wszystko ma się w zasadzie w zasięgu palca, bo coraz częściej smartfon potrafi zastąpić nam laptopa.

Jeszcze inaczej wygląda to z punktu widzenia pracodawcy i pracownika. Firmy potrafią zaoszczędzić wieleset tysięcy złotych wprowadzając coraz więcej maszyn. Wszak jednorazowy wydatek rzędu kilkuset tysięcy na zakup automatu + koszty serwisu kilka razy w roku, może być bardziej opłacalny niż comiesięczne wynagrodzenia dla pracowników łącznie z obowiązkowymi potrąceniami na ubezpieczenia społeczne i składkę zdrowotną. Ponadto maszyna nie pójdzie nagle na zwolnienie lekarskie, a jak się zepsuje, to szybciej wróci do pracy niż pracownik, któremu przytrafi się choroba. Nie potrzebuje ona również urlopu czy "wolnego popołudnia", więc może być do dyspozycji praktycznie przez 24 godziny na dobę.

Ktoś mógłby teraz powiedzieć "ok, ale maszyny same się nie obsłużą. Musi być człowiek, który je uruchomi czy zatrzyma". Jasne, zgoda. Tylko nie potrzeba do tego 10 pracowników, a wystarczy połowa z tego przy założeniu, że będą się zastępować, a praca prowadzona będzie w systemie zmianowym.

Spójrzcie jak teraz funkcjonują miasta. Tak zwane "smartcity" nie jest już tylko wizją przyszłości, która pojawia się w debatach akademickich, a powoli staje się rzeczywistością. Odczyty liczników przekazywane drogą radiową w niektórych miastach są już faktem. Nie jest potrzebny człowiek, który co miesiąc poda do elektrowni odczyt zużycia prądu. Zrobi to za niego licznik.
Jadąc samochodem możesz trafić na tzw. "zieloną falę". W zależności od prędkości, z jaką poruszają się samochody, sygnalizacja świetlna jest zsynchronizowana tak, by mogły one płynnie pokonywać skrzyżowania. Obecnie mamy takie natężenie ruchu, że nie każdy pojazd na "zieloną falę" się załapie, jednak jest to coraz częściej stosowane rozwiązanie. Choć trudniejsze od czasowego ustawienia zmieniania się świateł.


Maszyna, jak choćby poczciwy i wykorzystywany chyba już wszędzie komputer, może ułatwić nam pracę, jednak nie jest w stanie zrobić wszystkiego dokładnie. Nie myśli, więc za człowieka nie wykona choćby najprostszej czynności jaką jest napisanie pisma czy przygotowanie zestawienia. To człowiek musi dać jej dane wejściowe, które później z pomocą oprogramowania mogą być efektownie zaprezentowane. No i najprostszy przykład: bez ludzkiego mózgu nie da się poprawić chociażby błędów ortograficznych. Choć niektórym ludziom nie przeszkadzają nawet czerwone podkreślenia "byków" i potrafią je zignorować.

Czy zatem ludzie zostaną kiedyś zastąpieni całkowicie przez maszyny? Miejmy nadzieję, że nie nastąpi to ani na gruncie zawodowym, ani relacji międzyludzkich.

A Ty, drogi Czytelniku, jak często wykorzystujesz nowoczesne technologie? Jesteś ich władcą, czy one już zaczęły rządzić Tobą?